Najnowsze wpisy, strona 7


Rozdział 5
22 kwietnia 2023, 10:07

Od jakiegoś czasu Maciek czuł się jak w pułapce. Oczywiście, nie mógł pokazać na zewnątrz, że coś jest nie tak. Musiał być spokojny, uśmiechać się, uspokajać zdenerwowanych pacjentów. Czuł się zmęczony, przytłoczony codziennością. Wydawało mu się, jakby ktoś go zaprogramował tak, że ma działać według jednego rozkładu dnia. Różnicą były tylko godziny rozpoczęcia pracy w klinice.

Klinika to jego dziecko. Był dumny, że udało mu się spełnić marzenie. Kilka lat po studiach, wraz z Tomaszem, kolegą z roku, postanowili otworzyć gabinet stomatologiczny. Zaangażowaniem i profesjonalnym podejściem zyskali wiernych pacjentów gotowych przejechać pół miasta aby leczyć swoje zęby w TOMAdencie. Po kilku latach musieli zmienić lokalizację, potrzebowali więcej miejsca. Zwiększyli zakres usług, zatrudnili dodatkowych lekarzy specjalistów i obecnie mogli zaoferować pełen zakres usług od leczenia zachowawczego, przez chirurgię i ortodoncję, kończąc na protetyce. Maciej uwielbiał swoją pracę. Nie zawsze wiedział, że chce być stomatologiem. Kiedyś na samą myśl o wizycie u dentysty robiło mu się niedobrze. Z czasem jego nastawienie się zmieniło i poczuł, że to jest coś, co chce robić w życiu.

Z Jędrzejem nie mieli kontaktu od czasu kiedy razem pracowali w klinice uniwersyteckiej. Jędrzej był na studiach dwa lata niżej, ale często przychodził do kliniki uniwersyteckiej podpatrywać przy pracy starszych kolegów i profesorów. Kilka wspólnych dyżurów, wyjść w większej grupie na piwo ze znajomymi z pracy i zaprzyjaźnili się. Połączyła ich mocna, męska, przyjaźń. Chociaż w końcu zaczęli pracę w różnych miejscach, kontakt pozostał, choćby tylko telefoniczny. Wiedzieli, że mogą na siebie liczyć o każdej porze, w każdej chwili.

Dlatego, kiedy pracująca w klinice Maćka, chirurg odeszła na urlop macierzyński i potrzebne było zastępstwo Maciej pomyślał o Jędrzeju. Ten, co prawda miał pracę w szpitalu na oddziale chirurgii twarzo-czaszki, ale nie odmówił od razu. Wykorzystując okazję do spotkania umówili się na jednej w kawiarni w centrum miasta. Po przedstawieniu przez Maćka propozycji współpracy, omówieniu możliwości czasowych Jędrzeja, ustalenia wstępnego grafiku dla niego w TOMAdencie, przeszli do prywatnych spraw. 

- Słuchaj, Maćku – zaczął Jędrzej patrząc na przyjaciela – nie miałbyś ochoty wyjechać na kilka dni z miasta? Odpocząć? Wynajęliśmy z Bartkiem i kilkoma znajomymi domek w Przesiece na Sylwestra. Las, cisza, może uda się wyskoczyć na deskę. Wyglądasz na zmęczonego. Nie masz za dużo na głowie?

Maciek popatrzył na kolegę upijając łyk espresso. Zawsze zastanawiał ile ten potrafił wyczytać z twarzy swojego rozmówcy. Zastanowił co odpowiedzieć. Przyzwyczaił się, że musi sam dawać sobie radę i był dumny z tego, co udało mu się przez lata wypracować. Westchnął. Przeanalizował swoje możliwości, plany. Nie miał żadnych planów. Kolejny raz wieczór sylwestrowy rysował mu się jako spędzony na kanapie  z książką i może szklaneczką whisky. Owszem, gdyby chciał, miałby towarzystwo. Na brak powodzenia nie mógł narzekać. Gdyby tylko kiwnął palcem znalazłaby się obok jakaś chętna do zaopiekowania się nim koleżanka. Ale Maciej nie szukał towarzystwa  na chwilę. Był zdecydowanym długodystansowcem. Szkoda mu było czasu i energii na związki bez przyszłości, w których kobiecie chodzi tylko o to aby pochwalić się przed koleżankami znajomością z przystojnym lekarzem i stanem jego konta. Tak, Maciek miał powodzenie u kobiet. Wiedział o tym. Odkąd Beata odeszła kilka lat temu odcinając się zupełnie i zostawiając jedynie krótki list z krótkim, niezrozumiałym dla niego, wyjaśnieniem nie wszedł w żadną, głębszą relację. Nie miał czasu. Choć coraz częściej musiał przyznać, że gdzieś się zatracił i chętnie zmieniłby otoczenie. Chociaż na kilka dni.

- Pomyślę. Dzięki za propozycję. Może to nie jest taki zły pomysł – odpowiedział w zamyśleniu.

- Super. Zastanów się i daj znać to dogadamy szczegóły. Możesz wziąć jakąś miłą koleżankę – mrugnął Jędrzej.

Maciek nie mógł się nie uśmiechnąć. Jędrzej nie pasował na swatkę. Był na to zbyt poważny. To Bartek, jego partner, ubolewał nad samotnymi przyjaciółmi czasem próbując  połączyć samotnego kolegę czy koleżankę.

- Dziękuję – roześmiał się Maciej – przyjadę sam.

Po powrocie do domu Maciej z podekscytowaniem zaczął myśleć o wyjeździe. Nowi ludzie, świeże powietrze. Dobrze mu to zrobi. Na kilka dni odetnie się od miejskiego pędu. Poszedł do piwnicy poszukać już mocno zakurzonej deski snowboardowej i butów z nastawieniem, że kolejnego dnia zawiezie dawno nieużywany sprzęt  do serwisu.

Do wyjazdu został jeden dzień, kiedy po południu zadzwonił telefon Maćka. Z gabinetu wyszedł ostatni pacjent. Dzwonił Jędrzej z pytaniem czy jadąc do Przesieki Maciek mógłby zabrać ich koleżankę. Właściwie, czemu nie? - pomyślał. Dorosłe towarzystwo, w dodatku całkiem obcej osoby, która nie będzie go wypytywać o nic osobistego. Zapisał numer dziewczyny, postanowił, że jak dojedzie do domu od razu do niej zadzwoni.

Głos dziewczyny otulił go ciepłem. Umówili się, że następnego dnia o piętnastej Maciek po nią podjedzie. Przyznał, że nie lubi prowadzić po zmroku i jeśli jej to nie przeszkadza wyruszą jeszcze zanim zacznie się ściemniać. Kiedy się rozłączył, z uśmiechem opadł na kanapę. Dawno nie czuł takiego podekscytowania. Utwierdził się w przekonaniu, że odskocznia od codzienności bardzo mu się przyda i zaczął się pakować. Wieczorem zadzwonił do mamy zapytać czy wszystko w porządku i czy czegoś nie potrzebuje. W odpowiedzi usłyszał, żeby w końcu pomyślał o sobie, ma się dobrze bawić i najlepiej wyłączyć telefon.

Następnego dnia pojechał do gabinetu, gdzie miał umówionych kilku pacjentów.  Maciek cieszył się, że ma czym zająć myśli. Nie wiedział jak określić swoje emocje. Podekscytowanie mieszało się z lekkim zdenerwowaniem. Dawno nie umawiał się na randki, a teraz miał spędzić dwie godziny w samochodzie z obcą kobietą. Potrząsnął głową, uśmiechnął się do siebie. O trzynastej zgasił światła w gabinetach, pożegnał się z panią Marysią, pełną wigoru emerytką, która dyżurując w recepcji, utrzymywała porządek i spokój wśród zdenerwowanych pacjentów,  a swoim młodym szefom trochę matkowała ciesząc się, że jest jeszcze potrzebna. Pani Marysia była sąsiadką rodziców Maćka. Przed emeryturą pracowała jako pomoc stomatologiczna. Dlatego, kiedy otwierali klinikę i szukali obsady recepcji,  Maciej od razu pomyślał o  niej. To  był strzał w dziesiątkę. Starsza pani od pierwszego dnia zyskała szacunek pozostałych pracowników kliniki. Zrosła się z tym miejscem i nawet Maciej z Tomkiem czuli przed jej spojrzeniem respekt.

Po powrocie do mieszkania Maciek zaparzył sobie kawę. Potem zniósł deskę i torbę do auta. Wrócił na górę, wziął prysznic. Przez chwilę zastanawiał się co powinien założyć. Najchętniej pojechałby w dresach, ale to nie był dobry wybór. Zwłaszcza, że miał jechać z obcą kobietą. Gdyby współpasażerem miał być mężczyzna pewnie nie zastanawiałby się tak bardzo nad doborem stroju. Nie liczył, że z tej nowej znajomości coś wyniknie, ale mimo to chciał zrobić dobre wrażenie. W końcu wybrał jeansy i luźny, zimowy sweter.  Chwycił okulary przeciwsłoneczne, założył je na głowę. Był gotowy. Zamknął drzwi mieszkania, wsiadł do auta. Wpisał adres Magdy w nawigacji. Napisał jej krótkiego esemesa, że powinien być za kwadrans. Ruszył. Im bardziej zbliżał się do blokowiska, na którym mieszkała dziewczyna, czuł większy skurcz w dole brzucha.

Stary, a denerwuje się jak licealista przed pierwszą randką – zakpił sam z siebie. Wjechał w wąskie uliczki, przed jednym z bloków zauważył stojącą postać. Sprawdził adres. Zgadza się. To musiała być Magda. Przy jej nogach stała niewielka torba podróżna, torba z butami narciarskimi, narty oparła o ścianę budynku.

Podjechał, wyłączył silnik. Wyszedł z samochodu, uśmiechnął się.

- Cześć. Magda? Jestem Maciek – podał rękę

- Cześć – odpowiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się podając mu rękę

Na pierwszy rzut oka była trochę młodsza od niego. Musiała być też niższa, chociaż czapka z dużym pomponem sprawiała inne wrażenie. Spod szarej czapki, na ramiona, opadały czarne włosy. Dziewczyna ubrana była w wąskie, czarne jeansowe spodnie, spod rozpiętej pod szyją kurtki, wystawał zielony golf. Maciek buty i torbę Magdy schował do bagażnika. Narty przypiął na dachu obok swojej deski snowboardowej. Otworzył dziewczynie drzwi, gestem zaprosił do środka. Wnętrze wypełniła ciepła, ale nieprzytłaczająca, woń wanilii. Z ulgą przyjął fakt, że nie chciała słuchać radia. Wolała muzykę odtwarzaną z płyty. Całe zdenerwowanie Maćka uleciało, zauważył, że Magda też trochę się rozluźniła. Bardzo odpowiadało mu, że mogą porozmawiać na niezobowiązujące tematy, nie znali się, nie wiedzieli o sobie nic. Zaniepokoiło go kiedy Magda wspomniała, że sama miała problemy z odżywianiem. Nie próbował jednak w tej chwili dopytywać o szczegóły. Z uwagą wysłuchał, jak opowiada o swojej pracy. Zastanowiło go czy wybór ścieżki kariery podyktowały jej własne doświadczenia. Czuł w niej pasję do tego, co robi. Mógł o sobie powiedzieć to samo. Gdyby nie codzienne obowiązki, w klinice spędzałby czas od rana do wieczora. Kątem oka spojrzał na swoją towarzyszkę. Długie, czarne i gęste włosy luźno związała na czubku głowy. Miała nieduży nos, ładnie wykrojone usta i zielone, duże oczy. Pomimo swojej drobnej postury nie sprawiała wrażenia delikatnej, raczej twardo stąpającej po ziemi, dążącej do celu. Zastanowił się przez chwilę czy to doświadczenia ją tak ukształtowały. Z tego, co mówiła umiała sobie poradzić sama, nie chciała się wspierać na niczyim ramieniu. Pomyślał, że chciałby ją lepiej poznać. Może będzie taka okazja? Zdumiał się własnymi myślami. Nie obiecywał sobie wiele po tym wyjeździe, ale teraz jego nastawienie zaczęło się zmieniać. Coś go przyciągało do tej dziewczyny. Jakaś siła i ciepło od niej bijące.

Chwilę jechali w milczeniu kiedy nagle usłyszał jak dziewczyna cicho nuci piosenkę, dołączył się i po chwili wnętrze jego samochodu wypełnił śpiew na dwa głosy. Spojrzeli krótko na siebie i roześmieli się.

- Zatrzymamy się na chwilę w sklepie? - przerwał śpiewanie Maciej – nie zrobiłem zakupów, a przyznam, że nie wiem czy tam, gdzie jedziemy będzie taka możliwość.

- Jasne. Chętnie. - Magda uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Skręcił na sklepowy parking. Weszli do dyskontu. Każde wybrało to, na co miało ochotę. Stojąc, w dość długiej kolejce do jednej z dwóch czynnych kas Maciek zauważył, że Magda zerka co ludzie mają w swoich koszykach. Szturchnął ją lekko, żeby zwróciła na niego uwagę.

- Podglądasz co inni kupują? - szepnął nachylając się do niej z szerokim uśmiechem

Przyłapana na gorącym uczynku Magda lekko się zaczerwieniła

- Trochę – odezwała się również szeptem – tak zabijam nudę stojąc w kolejce do kas. Zastanawiam się co ktoś planuje ugotować, albo co ja bym ugotowała mając  w koszyku jego zakupy. Ciebie nie bulwersuje jak widzisz góry słodyczy albo najtańsze pasty do zębów wśród zakupów innych?

- Szczerze? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wchodziłem do sklepu, szybko brałem to, co było potrzebne. Płaciłem i wychodziłem.

W końcu nadeszła ich kolej. Zapłacili, zapakowali zakupy do toreb i z ulgą wyszli z zatłoczonego sklepu. Na zewnątrz było już ciemno, a mieli przed sobą jeszcze kawałek drogi. Biorąc pod uwagę miejscowość do jakiej zmierzali i porę roku mogło być ciężko. Kiedy wjechali na zaśnieżone, karkonoskie drogi Maciek ucieszył się ze swojego napędu na cztery koła. Miał w bagażniku dwie pary łańcuchów, na wszelki wypadek, nie podejrzewał jednak, że będą potrzebne. Wymarzona terenówka, choć miała już swoje lata, nigdy go nie zawiodła i sprawdzała się w jeszcze cięższych warunkach. Po pół godzinie wjechali przez otwartą bramę wjazdową, zaparkowali pod rozświetloną chatką. Musiał przyznać, że miejsce było malownicze. Położone z jednej strony z dala od głównej drogi, z drugiej na tyle blisko, że bez problemu można było wyjechać na główne szlaki. Na podwórku leżał śnieg rozjechany przez zaparkowane wcześniej samochody. Z dwóch stron domek otaczała ściana lasu, od ulicy oddzielał go niewysoki płot. Nieopodal wejścia do domku było przygotowane miejsce na ognisko dookoła ustawiono drewniane ławki. Wysiadł z samochodu i szybko przeszedł na drugą stronę otworzyć drzwi Magdzie. O ile dla niego ten gest był naturalny, o tyle zauważył, że Magdę nieco krępuje. Uśmiechnął się. Ze środka domku dobiegała muzyka i śmiechy. Wyjął z bagażnika torby, zakupy i narciarskie buty. Odpiął swoją deskę i narty Magdy wstawiając je do przedsionka. Bagaże zgodnie ze wskazaniem przyjaciół zaniósł na piętro domku, zakupy spożywcze zostawił w kuchni.

Przydzielona mu sypialnia była malutka. Pod oknem wychodzącym na góry stało spore łóżko. Obok, na nocnej szafce stała nocna lampka. Na przeciwległej ścianie wisiał płaski telewizor. Do pokoiku przylegała łazienka z kabiną prysznicową, toaletą, pod lustrem, na wąskiej szafce, umieszczono umywalkę. Pomyślał, że nie potrzeba mu nic więcej. Obok lampki położył książkę, którą wziął z domu z zamiarem w końcu spokojnego poczytania. Postanowił zostać w jeansach, zmienił tylko zbyt ciepły sweter na niebieską, rozpinaną bluzę z kapturem. Włosy przeczesał ręką. Nie przywiązywał specjalnie wagi wyglądu. Stosował podstawowe, męskie zabiegi a i tak czuł na sobie wzrok kobiet – zarówno pacjentek, jak i tych mijanych przypadkiem w sklepie czy na ulicy. Kiedy zszedł na dół, przywitał się z Kamilą i Patrykiem. Przedstawił się pozostałym osobom. Rozejrzał się. Nie zauważył Magdy. Pewnie jeszcze jest na górze – pomyślał. Do stojących na stole butelek, dostawił kupione przez siebie dwa wina, słone przekąski i zajął wolne krzesło. Kiedy zebrali się wszyscy rozmowa potoczyła się gładko. Wśród żartów, docinków i gry w kalambury czuł się zrelaksowany. Zapomniał o tym, co zostawił w mieście. Od czasu, do czasu zerkał znad kieliszka na Magdę. Patrząc na pogrążoną w rozmowie dziewczynę zdecydował, że postara się ją bliżej poznać. Nie wiedział co, ale kolejny raz poczuł, że coś go do niej przyciąga. Uśmiechnął się, kiedy złapała jego spojrzenie.

Nagle rysy twarzy Magdy diametralnie się zmieniły. Uśmiech zniknął, w oczach pojawiło się coś nowego. Co to było? Strach? Miał wrażenie, że cała się napięła i zastygła z grymasem bólu na twarzy. W jednej chwili dziewczyna złapała leżący na stole telefon, gwałtownie wstała i wybiegła na dwór. Przez niewielkie kuchenne okno zobaczył jak nerwowo przemierza podwórko, jakby chciała pozbyć się nagromadzonych emocji. Po chwili do Magdy dołączyła Kamila. Przytrzymał spojrzenie Bartka, a ten dał mu znać aby odeszli na chwilę pod pretekstem dołożenia przekąsek na półmiski.

- Ciężki temat – zaczął Bartek - pewnie były się odezwał. Dużo krwi jej napsuł i ciągle nie odpuszcza. – powiedział cicho 

- Długo byli razem?

- Kilka lat. W końcu Magda odeszła, dobrze zrobiła. Tylko ten drań co jakiś czas przypomina o sobie i psuje jej humor. Więcej nie chciałbym mówić bo wiesz, nie czuję się upoważniony.

- Jasne, rozumiem.

Maciek podziękował skinieniem głowy za wyjaśnienie sytuacji. Rzeczywiście, po chwili obie dziewczyny wróciły. Usiadły na swoich miejscach. Magda starała zachowywać się jakby nic się stało, Maciek mógłby przysiąc, że pod tym pozornym uśmiechem kryje tuzin skołtunionych emocji. Wydawało się, że jest obecna przy stole, ale myślami odpływa gdzieś daleko. Po jakimś czasie Magda, pożegnała się i wolno poszła na górę. W głowie jej szumiało, a krok był lekko chwiejny. Odprowadził ją wzrokiem i pomyślał, że poranek może być dla niej ciężki.

Rozdział 4
22 kwietnia 2023, 10:05

Magda postanowiła zaczekać na Maćka przed blokiem. Pożegnała się z sąsiadką, pogłaskała kotkę, zamknęła drzwi i zeszła na dwór. Poczuła na twarzy podmuch zimowego powietrza. Wdech-wydech, wdech-wydech powtarzała sobie w myślach. Nagle usłyszała szum silnika i zobaczyła, jak pod jej klatkę zajeżdża granatowe, terenowe auto. Po chwili silnik zgasł, a z samochodu wysiadł mężczyzna. Podszedł do Magdy.

- Cześć. Jestem Maciek. Magda?

- Tak, cześć – podała mu rękę

- Mam nadzieję, że nie czekasz długo?

- Nie, dopiero zeszłam – odpowiedziała czując jak jej głos lekko drży.

Maciej sprawnie spakował jej torby do bagażnika. Narty zapiął na dachu obok swojej deski snowboardowej. Magda wykorzystała okazję żeby przyjrzeć się nowo poznanemu mężczyźnie. Był dobrze zbudowany, na pewno o głowę wyższy od niej, choć wcale nie należała do najniższych. Ciemne, nieco przydługie włosy mogły sprawiać wrażenie, że właściciel nie poświęca im wiele uwagi. Ubrany w jeansy, zimowy sweter w norweskie wzory  i trekkingowe buty. Puchowa, granatowa, kurtka była rozpięta. Na głowę założył okulary przeciwsłoneczne. Sprawiał sympatyczne wrażenie. Obszedł samochód, jeszcze raz sprawdził czy deski na dachu dobrze się trzymają. Otworzył Magdzie drzwi od strony pasażera

- Zapraszam – uśmiechnął się – możemy ruszać.

Zanim wsiadła, za przykładem mężczyzny, zdjęła kurtkę, położyła ją na tylnym siedzeniu. Usiadła na miejscu pasażera, zapięła pas. Odetchnęła może trochę głośniej niż zamierzała. Maciek spojrzał na nią z uśmiechem. W nawigacji ustawił właściwy adres. Mimowolnie Magda spojrzała na jego dłonie. Były duże i wypielęgnowane. Na przegubie dostrzegła dwie, zrobione  z ciemnych, drewnianych koralików, bransoletki, które dodawały mu męskości.

- Będzie ci przeszkadzało, jeśli włączę muzykę? - zapytał

- Nie, absolutnie. Wręcz przeciwnie – Magda ze zdumieniem zobaczyła jak Maciek wkłada płytę do odtwarzacza. Po chwili wnętrze auta zalały delikatne rytmy smooth jazzu. Pomyślała, że facet  ma u niej plusa za wybór muzyki, ale też za to, że nie włączył radia. Przypomniała sobie, ze Dominik miał ulubioną stację, gdzie były same rozmowy, żadnej muzyki. Popatrzyła w boczną szybę chcąc odegnać niepożądane myśli.

- Skąd znasz Jędrzeja i Bartka? - usłyszała pytanie.

- Z Bartkiem studiowałam, a Jędrzeja poznałam kiedy zaczął się z nim spotykać. A ty? Skąd się znacie?

- Jędrzeja znam z uczelni – odpowiedział – studiowaliśmy razem

- Na jednym roku? - Magda próbowała określić ile lat może mieć Maciek. Wyglądał dość młodo, Jędrzej był kilka lat starszy od nich i niedawno świętowali jego czterdzieste  urodziny.

- Nie, ja byłem dwa lata wyżej. Potem spotkaliśmy się w klinice, gdzie obaj pracowaliśmy.  Skoro studiowałaś z Bartkiem to też jesteś psychologiem?

- Tak, dokładnie. Jestem psychodietetykiem. A dlaczego stomatologia? – Magda chciała odwrócić od siebie zainteresowanie mężczyzny w obawie, że ten może zadać niewygodne pytania.

- Wiesz, kiedyś bałem się dentystów. Wstyd trochę przyznać, ale paraliżowało mnie na samą myśl o wizycie i tym, że ktoś miałby grzebać mi w zębach.

- No, ale w końcu sam to robisz – roześmiała się Magda

- Dokładnie. Ale to był świadomy wybór. Chciałem trochę ten strach odczarować

- O, to ciekawe podejście. I co? Udało się?

- Muszę przyznać, że chyba się udało. Mam nadzieję, że moi pacjenci nie przeżywają traumy. A skąd taki wybór? Dietetyka i psychologia? Miałaś jakieś własne doświadczenia?

Magda na chwilę zamilkła. Zastanawiała się co ma powiedzieć. Nie chciała od razu zdradzać o sobie wszystkiego, a nie wiedziała jak ma uniknąć odpowiedzi.

- Trochę tak – na moment zawiesiła głos i spojrzała w boczną szybę – w liceum miałam trochę problemów i wtedy bliskie osoby mi pomogły.

- Miałaś zaburzenia odżywiania? – Maciek był ciekawy, Magda nie wyglądała na kogoś, kto mógł mieć tego typu problemy, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wszystko musi być widoczne na pierwszy rzut oka.

- Nie, na szczęście przyjaciele w porę zareagowali. Ale było blisko. Chciałam sobie to wszystko poukładać. Pewnie stąd ta psychologia.

Maćka zastanowiło, że dziewczyna wspomniała o przyjaciołach, a nic nie mówiła o rodzinie. Może to właśnie ona była podłożem do dawnych problemów dziewczyny. Postanowił na razie jednak nie dociekać aby nie speszyć bądź co bądź nieznanej dziewczyny.

Kilometry mijały, krajobraz przeszedł z miejskiego w wyżynny. Pola po obu stronach drogi pokrywała biała pierzyna, która z linią zielonego lasu na horyzoncie tworzyła bajkowy widok. Przed nimi wyrastały pierwsze górskie szczyty, za którymi chowały się ostatnie promienie grudniowego słońca. Magda była zdziwiona jak swobodnie się czuje i rozmawia z tym obcym przecież człowiekiem. Maciek zmienił płytę i z głośników popłynęły polskie starsze i nowsze przeboje. Magda nie wiedziała kiedy zaczęła nucić cicho  jedną z piosenek Kamila Bednarka. Po chwili dołączył Maciek wybijając rytm na kierownicy. Spojrzeli na siebie i roześmieli się.

Po drodze zatrzymali się w jednym z popularnych dyskontów na szybkie zakupy. Śmiali się, że czasy studenckie minęły i odzwyczaili się od robienia zakupów na wyjazd. Co prawda niedaleko miejsca, gdzie był wynajęty domek podobno był wiejski sklepik, ale postanowili wykorzystać okazję i wstąpić od razu na większe zakupy. Zgodzili się, że  do wiejskiego sklepu można pójść w ostateczności.

Kiedy dojechali na miejsce było już ciemno, choć wieczór dopiero zapadał. Maciej sprawnie wypakował bagaże, wniósł torby do domku. Potem rozpiął narty Magdy i swoją deskę, wstawił do przedsionka. Torby zaniósł na piętro. Każde poszło do swojego pokoju. Z resztą towarzystwa umówili się, że kiedy już trochę odpoczną spotkają się na dole w salonie.

Magda wyjmowała z podręcznej torebki książkę, podłączała ładowarkę do kontaktu obok łóżka. Kosmetyki ustawiła już w łazience, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.

- Proszę – podeszła otworzyć

Do jej malutkiej sypialni wślizgnął się Bartek, bokiem opadł na łóżko, podłożył ręce pod głowę i z szerokim uśmiechem popatrzył na Magdę.

- No, opowiadaj – zagaił moszcząc się wygodniej

- Ale o czym? - popatrzyła na niego

- Żartujesz sobie? Mów jak droga, jak doktorek – pytał uśmiechając się jeszcze szerzej – przecież to prawdziwe ciasteczko – poruszał znacząco brwiami

- A ty się w swatkę bawisz? To dlatego to wszystko? - rzuciła w przyjaciela poduszką

- Madzia, nie bawię się w swatkę. Chcemy żebyś trochę odetchnęła, zapomniała, pobawiła się. A, że przy okazji jest na czym oko zawiesić to chyba dodatkowy plus, co?

- No tak, to zdecydowany plus – Magda nie mogła się nie uśmiechnąć. - Proszę – podała mu zawiniętą w papier butelkę. To nalewka od pani Helenki, Odkąd naprawiłeś jej kran, uważa cię za bohatera.

- Kochana kobieta! - wykrzyknął uradowany Bartek całując butelkę. Będzie idealna do kolacji. Apropos. Zaraz spotykamy się na dole. - powiedział i wyszedł.

Magda wzięła szybki prysznic, przebrała się w bardziej wygodne ubranie. W jej przypadku oznaczało to po prostu legginsy, długą bluzę i tenisówki. Włosy upięła wysoko w luźny kok. Była już przy drzwiach, zawróciła jednak i delikatnie spryskała nadgarstki perfumami. Lekko  zbiegła do salonu.

W kominku palił się ogień, przyjemne ciepło rozchodziło się po całym pomieszczeniu. Na stole stały już kieliszki, butelki z winami i nalewkami. Ktoś wystawił na stół pyszności przygotowane przez Magdę. Chodziło o to, żeby usiąść razem, porozmawiać, pośmiać się, odprężyć.

Czas mijał szybko i przyjemnie. Ktoś wyciągnął, karty, Kamila przyniosła kalambury. Maciek, który świetnie odnalazł się w zupełnie nieznanym towarzystwie, dbał aby Magda miała pełny kieliszek i zagadywał rozmową. Sam wyglądał na równie odprężonego. Nagle telefon Magdy zawibrował. Pojawił się komunikat o otrzymanej, nowej, wiadomości. Nie podejrzewając nic złego Magda zerknęła na wyświetlacz. Z jej twarzy w jednej chwili znikł uśmiech, mięśnie zastygły. Zamrugała powiekami, gwałtownie wstała od stołu. Szybkim krokiem podeszła do wieszaka z kurtkami, narzuciła na siebie swój płaszcz i wyszła przed domek. Dookoła panowała ciemność. Mrok rozpraszało tylko światło padające z wnętrza chatki. Dziewczyna oparła się plecami o ścianę, odchyliła głowę do tyłu. Wdech-wydech, wdech-wydech. Powtarzała sobie cicho. Skrzypnęły drzwi. Kamila, której nie było w pokoju, kiedy Magda wybiegła na dwór, popatrzyła zdziwiona po zgromadzonych. Bartek dał znak głową, że Magda jest na zewnątrz. Kama okryła się płaszczem i stanęła obok przyjaciółki. Stały przez chwilę w milczeniu.

- To on? - ciszę przerwała Kamila

- Tak – cicho odpowiedziała Magda podając przyjaciółce telefon – masz, przeczytaj. Jak ja mogłam być z kimś takim tyle lat. - pokręciła głową i zakryła oczy dłońmi. Nerwowo grzebała czubkiem buta w śniegowej zaspie.

Dominik: Nie poradzisz sobie i wrócisz z podkulonym ogonem. Zobaczysz, że tak będzie. Jesteś niewdzięczna. Tyle dla ciebie zrobiłem.  Nie pozwolę żebyś o mnie zapomniała.

- Nie przejmuj się. To on ma problem, nie ty. Pamiętaj o tym. Tyle wytrzymałaś, on już cię nie stłamsi. Jesteś silna, masz nas - Kamila objęła koleżankę.

Magda westchnęła. Pogładziła przyjaciółkę po ręce. Westchnęła raz jeszcze, głośno wypuściła powietrze. Postały jeszcze chwilę, każda zatopiona we własnych myślach.

- Chodź do środka. Zimno – Kama pociągnęła Magdę za sobą

Kilka par oczu podniosło się znad stołu, kiedy wraz podmuchem zimnego powietrza weszły do ciepłego salonu. Rozebrały się, usiadły przy stole.

- Nie patrzcie tak. Jest w porządku. - powiedziała Magda upijając łyk wina, choć wiedziała, że nie wszystko jest tak, jak powinno. Tak, jakby ona chciała, żeby było.

Rozdział 3
20 kwietnia 2023, 06:19

Dwudziestego dziewiątego grudnia Magda przypomniała sobie o sylwestrowej propozycji Bartka. Swoje narty, wraz z butami, odebrała z dawnego mieszkania. Pomyślała, że skoro pani Helenka wróciła od córki, nie musi martwić się o Delicję.  Właściwie to miała ochotę na kilka beztroskich dni z dala od miasta. Zadzwoniła do Bartka z informacją, że zdecydowała się przyjechać, żeby zajęli jej jakiś niewielki pokoik w wynajętym domku. Poprosiła żeby ktoś wjechał po nią na dworzec. Swojego auta nie miała, zresztą nie lubiła prowadzić samochodu. Mogła za to liczyć na przyjaciół. Nie miała wątpliwości, że ktoś na pewno po nią wyjedzie.

Przyjaciele, od ostatniego spotkania w jej mieszkaniu, nie dzwonili i nie namawiali Magdy na wspólny wyjazd. Decyzję pozostawili w jej rękach. Wierzyli jednak, że w końcu zdecyduje się i przyjedzie. Dlatego też Bartek nie był zbyt zdziwiony telefonem od Magdy. Poprosił tylko o chwilę cierpliwości, miał oddzwonić z informacją kto wyjedzie po nią na dworzec i o której godzinie.

- Madziu – zaczął Bartek, kiedy po chwili ponownie rozmawiali – mam inny pomysł. Nie będziesz musiała tłuc się pociągiem. Jutro po południu ma do nas przyjechać znajomy Jędrzeja. Też się zdecydował w ostatniej chwili, a miał jakieś zobowiązania w pracy. Będzie jechał samochodem, może po drodze po ciebie podjechać. Pytałem, to żaden problem. Dojedziesz szybciej i na pewno będzie ci wygodniej. Dałem mu twój numer, zadzwoni to się umówicie. Nie bój się, to porządny facet. Nie dziękuj. Pa, do jutra. Kocham cię – rozłączył się zanim Magda zdążyła cokolwiek powiedzieć.

 

Uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że jeśli Bartek coś zaplanował, ustalił to nie ma siły, która odciągnie go od pomysłu. Zazwyczaj to była dobra cecha, ale teraz? Taki numer jej wywinąć. Już miała dzwonić do Bartka i powiedzieć, że jednak się rozmyśliła i nigdzie nie jedzie. Nawet jeśli miałby ją nazwać tchórzem i śmiać  się z niej przez kolejnych kilka tygodni. Nie zdążyła jednak myśli przenieść w czyn kiedy na wyświetlaczu jej telefonu pojawił się nieznany numer. Odczekała trzy uderzenia serca, wzięła głęboki wdech, potem wydech.

- Halo

- Hej. Z tej strony Maciej Zarzycki. Kolega Jędrzeja

- A tak, cześć.  - Magda pomyślała, że mężczyzna po drugiej stronie słuchawki ma bardzo przyjemny, głęboki głos – Bartek mówił, że będziesz dzwonić

- Miło mi - prawie słyszała jak Maciej się uśmiecha – Bartek, wspominał, że wybierasz się jutro do tej ich wynajętej chatki w leśnej głuszy.

- No tak, zdecydowałam się w ostatniej chwili. Ale, słuchaj, nie chcę sprawiać kłopotu. Naprawdę. Mogę pojechać pociągiem.

- Nie ma o czym mówić, żaden kłopot. Wyruszam jutro wczesnym popołudniem. Mogę być u ciebie o piętnastej? Przyznam, że nie bardzo lubię prowadzić po ciemku.

- Jasne. Wyślę ci adres esemesem.

- Super. A, powiedz mi jeszcze, bierzesz narty czy deskę?

- Narty… Ale nie chcę…

- Spokojnie, już ustaliliśmy, że to nie kłopot. Czekam na adres. Do jutra.

- Tak, zaraz wyślę. Do jutra.

 

Kiedy odłożyła telefon  musiała głęboko odetchnąć. Poczuła, że zrobiło jej się gorąco. Denerwowała się? Ale czym? Nie, właściwie nie ma się czym denerwować. Jest dorosła, ten człowiek też jest dorosły. Jadą w to samo miejsce. W dodatku to znajomy Jędrzeja, który na pewno nie pozwoliłby Magdy skrzywdzić. Poza tym facet przyznał się, że nie lubi jeździć po ciemku. Kto mówi coś takiego przez telefon obcej osobie?

Wyjęła z szafy torbę i zaczęła wrzucać do niej rzeczy. Legginsy, bluzy, bielizna, ciepła piżama, jakaś tunika na sylwestrową noc. Od Kamy już wiedziała, że w wynajętym domku oprócz kilku, usytuowanych na piętrze, sypialni jest też spory salon z kominkiem i aneksem kuchennym. Sympatyczne miejsce na wyłączność – jak to określiła przyjaciółka. Piękna zima dookoła, blisko do stacji narciarskiej. Magda poczuła jak mimowolnie się uśmiecha. Zdała sobie sprawę,  że zaczyna cieszyć się na ten wyjazd.

Postanowiła przygotować jakieś przekąski. Zawsze, kiedy była zdenerwowana gotowała, piekła i smażyła. Potem zapraszała przyjaciół na wieczór z winem i dobrym jedzeniem. Ona zapewniała przekąski, oni przynosili wino, oglądali Przyjaciół albo znajdowali jakiś film na Netflixie.

Zeszła do pobliskiego marketu aby uzupełnić potrzebne składniki. Kiedy wróciła do mieszkania rzuciła się w wir przygotowań. Za wszelką cenę chciała odegnać od siebie natrętne myśli. Trzy godziny później lodówka Magdy zapełniła się pudełkami z dwoma rodzajami sałatek. Magda lubiła szybkie, ale sprawdzone przepisy. Mieszankę sałat wymieszała z suszonymi pomidorami, podgotowanymi pierożkami tortellini, kawałkami sera camembert i gruszką pokrojoną w malutkie, równe kawałki. W dniu podania pozostało tylko wymieszać całość z kremem na bazie octu balsamicznego o smaku malinowym i posypać pestkami słonecznika. Druga sałatka to były plasterki surowego buraka pokrojone tak cieniutko, że były niemal przezroczyste, dodała grillowanego kurczaka, świeżego ananasa, kulki mozzarelli i pestki granatu. Przygotowała meksykański farsz z czerwoną fasolą, mielonym mięsem, cebulą, kukurydzą i papryką. Wszystko razem podsmażyła i wymieszała z pomidorowa passatą. Doprawiła do smaku i zadowolona z efektu nakładała farsz na placki pszennej tortilli, zwijała potem zgrabne pakieciki i zapiekała krótko w piekarniku. Rozejrzała się po kuchni. Zostało jej kilka gruszek, opakowanie sera gorgonzola i resztka siekanych orzechów włoskich. Szybko przekroiła owoce na połówki, wycięła gniazda nasienne i na każdy kawałek nałożyła ser, posypała orzechami i delikatnie skropiła miodem akacjowym. Posprzątała kuchnię, spojrzała jeszcze raz na efekty swojej pracy. Była zadowolona. Przede wszystkim dlatego, że skupiona na krojeniu, mieszaniu i doprawianiu nie myślała o czekającym ją następnego dnia spotkaniu z nieznajomym. Kiedy skończyła była tak zmęczona, że zasnęła od razu po tym, jak położyła głowę na poduszce.

 

W dniu wyjazdu przekazała pani Helence wytyczne dotyczące karmienia Delicji, sprawdziła czy odłączyła z prądu niepotrzebne urządzenia, przejrzała jeszcze raz zawartość torby i czekała. Czuła lekki skurcz żołądka. Pomyślała, że to ze zdenerwowania choć nie należała do lękliwych i nieśmiałych osób. Łyknęła jednak dla kurażu mały kieliszek nalewki wiśniowej, którą dostała od sąsiadki z okazji świąt. Około czternastej trzydzieści dostała esemesa od Macieja.

Maciek: Witam moją towarzyszkę podróży. Gotowa? Wyjeżdżam od siebie. Według GPS będę u ciebie za jakieś 15 minut. Na końcu dołączył uśmiechniętą buźkę.

Rozdział 2
20 kwietnia 2023, 06:17

- Madzia, jedź z nami. Minęło tyle czasu, olej już Dominika. Jedź z nami w te góry. - namawiał Bartek

Z Bartkiem poznali się na studiach. Kiedyś, na pierwszym roku studiów, oboje wpadli spóźnieni na wykład z logiki, zajęli ostanie wolne miejsca i to było początkiem ich przyjaźni. Bartek był zadeklarowanym gejem. Miał partnera Jędrzeja – chirurga szczękowego. Jędrzej był trochę starszy, ale świetnie odnajdował się w towarzystwie znajomych swojego chłopaka.

Z Kamilą znały się od podstawówki. Od pierwszych dni szkoły siedziały w jednej ławce. Przez  resztę klasy były traktowane jak coś nierozłącznego. Kiedy jedna z nich była  nieobecna, na przykład z powodu choroby, puste miejsce aż biło w oczy. Wszyscy wiedzieli, że na klasowe urodziny czy ogniska dziewczyny przyjdą, ale tylko w tandemie. To było tak naturalne, jak w śnieg zimą. Szkołę średnią też wybrały tą samą, ich drogi rozeszły się na studiach i to też tylko z tego powodu, że wybrały różne kierunki. Magda wybrała psychologię co zważywszy na jej rodzinną sytuację było dość oczywiste, a Kamila, która zawsze lepiej czuła się w cyferkach poszła na ekonomię. Tam poznała Patryka, teraz już swojego męża. Wszyscy razem byli zgraną paczką ludzi. Wiedzieli, że zawsze mogą na sobie polegać. W każdej sytuacji.

- Wigilię spędziłaś sama. Nawet słowem się nie zająknęłaś, że tu zostajesz - oburzyła się Kama – nie będziemy już ci wypominać. Ale teraz, na sylwestra jedź z nami. Fajna miejscówka, jest śnieg, Będzie fajnie. Odpoczniesz, zresetujesz się – kusiła – pojedzie jeszcze Asia i Paweł.

Magda stała odwrócona tyłem do przyjaciół, patrzyła, z wysokości swojego ósmego piętra, na rozświetlone miasto i czuła jak pod powiekami zbierają jej się łzy.  Wiedziała, że ciężko jej  będzie odmówić. Nie miała nawet wymówki w postaci Delicji – sąsiadka z mieszkania obok miała klucze do jej kawalerki, mogła doglądać kota i podlewać kwiaty Leny. Zresztą to działało w obie strony. Lena zajmowała się kwiatami pani Helenki, kiedy ta wyjeżdżała do córki. Teraz, ten obowiązek przejęła Magda. Polubiła panią Helenkę od razu. Starsza pani, okazała się przesympatyczną, ciepłą osobą. Magda od razu ją polubiła, nawet Delicja nie fukała na nią, jak to zwykła robić w przypadku nieznanych osób.

Nie mogła się nawet wymówić tym, że będzie niezręcznie bo będzie jedyna bez pary. Asia i Paweł też jechali jako single. Poznali się na studiach. Asia została specjalistą od zaburzeń odżywiania, a Paweł pracował jako szkolny psycholog jednocześnie robiąc doktorat. Sprawiał jednak wrażenie, że wciąż szuka swojej drogi. Magda nawet kilka razy spotkała się z Pawłem, ale nie było między nimi chemii i pozostali w stosunkach przyjacielskich.

- Dajcie mi pomyśleć, dobrze? Zastanowię się i dam wam znać, okej? – zwróciła się do przyjaciół

- Dobra, ale nie myśl za długo bo nowy rok cię zastanie – zażartował Jędrzej, na co Bartek spiorunował go wzrokiem.

Magda usiadła na jednej z kolorowych poduszek rozrzuconych na podłodze. Powiodła wzrokiem po przyjaciołach. Uśmiechnęła się biorąc kieliszek z białym winem do ręki.

- Dziękuję wam. Jesteście kochani  – posłała całusa w kierunku każdego z przyjaciół.

Kama przysiadła obok niej, objęła przyjaciółkę, delikatnie pogłaskała ją po plecach.

Siedzieli skupieni wokół niskiego kawowego stolika. Pili wino, dojadali, świąteczne smakołyki, które każdy przywiózł z rodzinnego domu. Było po północy, kiedy przyjaciele wyszli. Magda pozbierała naczynia, wstawiła zmywarkę, kolorowe poduchy ułożyła w stosie pod ścianą obok kanapy. Rozłożyła, pełniącą funkcję łóżka, sofę. Do kieliszka wlała resztkę wina i usiadła opierając się plecami o poduszkę powleczoną w świąteczną poszewkę. Mimo, że była sama, dbała o świąteczny nastrój. Babcia i ciocia zmarły kilka lat temu, matka wiecznie podróżowała. W ubiegłym roku święta i sylwestra spędzała z Dominikiem u jego rodziny. Teraz jednak, mogła liczyć tylko na siebie.

W kącie pokoju postawiła niewielką choinkę, w oknie swojej sypialni i w kuchni rozwiesiła łańcuchy światełek. W garmażerce na rogu zaopatrzyła się w podstawowe wigilijne wyroby: trochę uszek, dwa krokiety, kilka pierogów. Nie potrzebowała wiele. Wiedziała, że jeśli tylko dałaby znać, rodziny przyjaciół przyjęliby ją na ten wyjątkowy wieczór z otwartymi ramionami. Nie chciała tego jednak. Potrzebowała pobyć sama, przemyśleć wydarzenia ostatnich miesięcy. Odstawiła pusty kieliszek na nocną szafkę, zgasiła lampkę. Delicja podniosła się na swoim posłaniu, przeciągnęła się, zamruczała, po czym umościła się tuż obok swojej pani. Magda zasnęła z ręką zatopioną w mięciutkim futerku kotki.

Obudziło ją światło wpadające przez zasłony do pokoju. Magda zamrugała oczami. Czuła się wypoczęta. Z kuchni dobiegło ją miauczenie kotki czekającej na śniadanie. Z uśmiechem  podniosła się i poszła zaparzyć kawę. Czekając aż gorący płyn skapie do dzbanuszka niewielkiego ekspresu przelewowego, dała kotce porcję kociego pasztetu, pościeliła łóżko, odsłoniła zasłony. Zapowiadał się piękny, zimowy dzień.

Z kubkiem pełnym gorącego napoju usiadła przy stole, włączyła laptop. Magda była psychodietetykiem. Uwielbiała swoją pracę. Najbardziej lubiła to, że mogła pracować w zaciszu mieszkania, a do gabinetu jechała tylko wtedy, kiedy miała umówionych pacjentów. Pandemia namieszała w życiu i teraz z pacjentami rozmawiała głównie online. Rzadko jeździła do przychodni, gdzie gabinet dzieliła z koleżanką logopedą. Odpowiadało jej takie życie. Sprawdziła maile, odpowiedziała na kilka zapytań, reklamy przeniosła do kosza, usunęła spam. Była gotowa do pracy. Na ten dzień zaplanowała ułożenie i wysłanie kilku planów żywieniowych. Skrzydeł dodawały jej pozytywne opinie zadowolonych klientów, którzy przechodzili nie tylko psychiczną przemianę, ale szczęśliwi wysyłali jej swoje zdjęcia po metamorfozie. Dodatkowym bonusem były to, że polecali jej usługi kolejnym osobom.

 

W przerwie podgrzała sobie trochę zupy z cukinii, kromkę ciemnego chleba posmarowała czosnkowym masłem, posypała mozzarellą. Grzanki upiekła w piekarniku. Aromatyczny zapach zwabił kotkę. Magda z uśmiechem nałożyła jej do miseczki trochę kociego pasztetu. Po obiedzie wróciła do pracy.

Z głośników sączył się ulubiony smooth jazz. O siedemnastej, z poczuciem dobrze wykonanej pracy, Magda wyłaczyła komputer, przebrała się w strój do ćwiczeń i poszła do pobliskiego klubu fitness. Od jakiegoś czasu regularnie chodziła na boks. Intensywny trening pozwalał pozbyć się nagromadzonych negatywnych emocji i myśli,  a przede wszystkim dodawał energii. Okazało się to niezbędne po rozstaniu z Dominikiem.

 

Z Dominikiem po wyprowadzce Magdy, spotkali się raz na neutralnym gruncie. Nie przyniosło to takiego efektu, na jaki liczyła Magda. Dominik obarczał ją całą winą za niepowodzenie związku, zarzucał jej, że to przez nią, przez jej zachowanie on się taki stał. A ona, chcąc lepiej zrozumieć zachowanie swojej matki, poszła na terapię. Mimo, że studiowała wtedy psychologię, zdawała sobie sprawę, że sama nie poradzi sobie ze zrozumieniem postępowania swojej rodzicielki. Magda próbowała poukładać sobie w głowie  dlaczego jej matka wciąż wyjeżdża, przed czym ucieka. Terapia dała Magdzie siłę, wzmocniła ją, spowodowała, że zaczęła bardziej w siebie wierzyć. To nie pozostało bez uwagi Dominika, któremu przestało podobać się to, że jego dziewczyna zaczyna mieć swoje zdanie, potrafi go bronić, a nawet jawnie, w towarzystwie jego znajomych odgryźć mu się za kolejny przytyk.

Czasem wspomnienia wracały. Nie zawsze były tylko złe. To on otoczył ją opieką kiedy się poznali, za co była mu wdzięczna. Początkowo miała w nim oparcie, dobrze się rozumieli. Jednak w miarę upływu czasu do Magdy zaczęło docierać, że Dominik wykorzystał sytuację. Odpowiadało mu, że cicha, spokojna Magda, właściwie nie mająca swoich znajomych, daje się formować jak plastelina. Podobało mu się, że jest w niego wpatrzona. Czuł, że w jakiś sposób imponuje Magdzie.

A potem, po tych kilku latach, ona odeszła. Tak nagle. Po prostu. Nie rozumiał tego i nie potrafił się z tym pogodzić. Postanowił uprzykrzyć jej życie, jak tylko się da.

Rozdział 1
19 kwietnia 2023, 13:23

Rozdział I

 

Magda leżała w ciemności odwrócona plecami do śpiącego mężczyzny aby nie widział co się z nią dzieje. Połykała łzy, a jej ciałem od czasu do czasu wstrząsał dreszcz. Zawinęła się w kołdrę jak w kokon chcąc odgrodzić się od świata. Jej chłopak chrapał głośno, pogrążony w głębokim śnie. Po kilku wspólnych latach Magda wiedziała, że zachowanie Dominika jest wynikiem wypitego wieczorem alkoholu. Nie powinna się już dziwić. To nie był pierwszy raz, kiedy Dominik powiedział jej wiele przykrych słów. Tym razem jednak tych słów było za dużo. Tym razem coś w niej pękło. Magda czuła się tak jakby Dominik raz za razem, z każdym wypowiadanym słowem wymierzał jej policzek. Przygryzła wargę i przez ramię spojrzała na śpiącego obok mężczyznę. Na policzkach znowu poczuła ciepłe łzy.

Nie zapalając światła wzięła do ręki telefon i wystukała esemesa do przyjaciółki. Wiedziała, że na Kamilę zawsze mogła liczyć. Miała pewność, że Kama w każdej sytuacji stanie po jej stronie, pomoże okiełznać natłok myśli i znaleźć najlepsze wyjście nawet z najbardziej beznadziejnej sytuacji.

W tej chwili wyjście było tylko jedno. Musiała odejść od Dominika. Takie myśli krążyły jej po głowie od jakiegoś czasu. Dotąd jednak nie miała w sobie na tyle odwagi aby zrobić ten ostateczny krok. Nie umiała nazwać tego, czego się bała i co ją powstrzymywało. Teraz jednak wiedziała już na pewno, że nie chce dłużej tkwić w związku, w którym mężczyzna nie okazuje jej szacunku, obraża ją i zachowuje się tak, jakby czekał na moment aby wytknąć jej niewiedzę, potknięcie albo niedopatrzenie. Nie czuła, żeby Dominik ją wspierał. Wręcz przeciwnie. Odnosiła wrażenie, że staje przeciwko niej, nie dając jej dojść do słowa, wyrażając swoje zdanie w bardzo nieprzyjemny sposób.

Magda czuła się bardzo zmęczona. Nie miała siły dłużej zastanawiać się w jakim humorze Dominik wróci do domu. Nie chciała już czuć jak jej mięśnie napinają się na dźwięk klucza w zamku. Wiele razy zwracała chłopakowi uwagę, że nie życzy sobie takiego traktowania, że nie zasługuje na to. Nigdy nie usłyszała słowa przepraszam. W zamian za to dawał jej do zrozumienia, że to jej wina, że go sprowokowała swoimi słowami czy zachowaniem. Tak też było dzisiaj. Najpierw wypił wino, potem nazwał ją partaczem. Powiedział, że czego się nie tknie to partaczy. Nauczona doświadczeniem wiedziała, że rano Dominik nie będzie pamiętał swoich słów i będzie zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Mimo to zaplanowała swoje odejście. Było jej wszystko jedno jak on zareaguje. Przez chwilę zastanawiała się czy po tych kilku wspólnych latach Dominik nie zasługuje na rozmowę czy nawet kolejną szansę. Jednak po chwili zastanowienia wiedziała, że to nie może się udać. On nie przyjmie żadnych argumentów i zrzuci całą winę na nią. Musiała myśleć w tej chwili o sobie.

 

Następnego dnia nie pojechała do przychodni, gdzie miała swój gabinet. Przedpołudnie wykorzystała na spakowanie książek i ubrań do pudeł. Na szczęście nie miała dużo rzeczy. Wczesnym popołudniem przyjechała Kamila z mężem. Zanieśli rzeczy do samochodu. Magda wróciła do mieszkania po kotkę Delicję, usiadła na sofie przy otwartym kontenerze do przewozu zwierzaka, czekała na powrót Dominika. Nie denerwowała się. Pewności dodawała jej obecność przyjaciół czekających na parkingu.

 

Nie liczyła, ile czasu tak siedziała. Przyglądała się ścianom, w których spędziła ostatnie pięć lat. W końcu usłyszała znajome kroki, zgrzyt otwieranych drzwi. Dominik wszedł z uśmiechem, jakby wczoraj nic się nie wydarzyło. Magda nie była zdziwiona – nie pamiętał. Nagle oczy Dominika zatrzymały się na siedzącej Magdzie i stojącym przy jej nogach, otwartym, kontenerze Delicji.

- Wyjeżdżasz? - zapytał zdziwiony

- Tak – odpowiedziała cicho

- Nic nie mówiłaś. Dokąd jedziesz?

- Na razie do mamy.

Popatrzył zdziwiony nic nie rozumiejąc.

- Dominik – zaczęła Magda spokojnie – ja się wyprowadzam. Nie dam rady tak dłużej.

- To znaczy jak nie dasz rady? – Magda nie wiedziała czy on udaje czy naprawdę nie rozumie tego, co się dzieje

- Nie dam rady tak bez szacunku z twojej strony. Nie chcę żyć w ciągłym napięciu i oczekiwaniu na cios. Nie pierwszy raz mnie obraziłeś, a teraz nic nie pamiętasz.

- I dlatego jedziesz do swojej matki? Przecież ty z nią nie rozmawiasz, nie masz gdzie pójść.

A więc znowu próbował ją przekonać, że bez niego nie da sobie rady.

- Teraz pojadę do mamy. Za kilka dni, jak trochę oboje ochłoniemy, spotkamy się i porozmawiamy. Zabieram Delicję.

Dominik nic nie powiedział. Zaskoczyła go stanowczość Magdy. Milczał, choć w swoim przekonaniu, był pewien, że Magda wróci z podkulonym ogonem, że bez niego nie poradzi sobie na żadnym polu.

Kiedy drzwi zamknęły się za Magdą podszedł do lodówki, wyjął puszkę piwa. Otworzył ją z cichym sykiem, pociągnął spory łyk. Usiadł na sofie, włączył telewizor. Był już w swoim świecie.

 

W tym czasie Magda z pomocą przyjaciół wniosła rzeczy do niewielkiego mieszkania swojej mamy. Ojca nie pamiętała. Odszedł, kiedy Magda była małą dziewczynką. Nigdy nie próbował nawiązać kontaktu z córką.

Matka Magdy, szanowana pani profesor ornitologii, podróżowała często w poszukiwaniu coraz to nowych gatunków ptaków. Nigdy się z nikim nie związała. Magdę wychowywała babcia  i ciotka, siostra mamy. Magda rozejrzała się po mieszkaniu. Otworzyła kontener, wypuszczając Delicję.

- Co teraz? - usłyszała pytanie Kamy

- Nie wiem, na razie tu zostanę. Jutro zacznę szukać jakiegoś mieszkania.

Patryk pojechał do domu, a Kamila została z Magdą. Usiadły z kubkami gorącej herbaty przy stole w niewielkiej kuchni. Magda zapatrzyła się w okno. Na zewnątrz czerwcowe słońce chyliło się ku zachodowi. Było jasno, przez szyby wpadało gorące, letnie powietrze. Westchnęła. Kamila nachyliła się, pogładziła rękę przyjaciółki.

- Dobrze zrobiłaś. Zobaczysz, że teraz odżyjesz. Wiesz, że możesz u nas się zatrzymać na jak długo chcesz?

- Wiem. Dziękuję. - uśmiechnęła się słabo. Do Magdy zaczęły docierać wydarzenia tego dnia. Adrenalina opadała. Delicja wskoczyła na kolana swojej pani i zaczęła cicho mruczeć. Magda uśmiechnęła się lekko, zaczęła głaskać puszyste futerko perskiej kotki. Popatrzyła z wdzięcznością na przyjaciółkę.

- Połóż się teraz – powiedziała Kama wychodząc – postaraj się zasnąć. Jutro zadzwonię i będziemy myśleć co dalej.

 

Tak, jak Magda się spodziewała, jej matka aktualnie przebywała na drugim końcu świata próbując wytropić kolejny, mało znany gatunek jakiegoś egzotycznego ptaka.  Nie interesowało ją, może nawet nie odnotowała podczas telefonicznej rozmowy z córką, że ta aktualnie mieszka w jej mieszkaniu. Magda miała tylko nadzieję, że do powrotu matki, uda jej się znaleźć jakieś mieszkanie. Nie wyobrażała sobie, że miałyby obie egzystować na tak małej powierzchni.

 

Problem mieszkaniowy Magdy rozwiązał się kilka dni później. Kuzynka Magdy, Lena, wyjeżdżała z narzeczonym na stałe do Norwegii. Szukali kogoś zaufanego, kto mógłby zamieszkać w ich kawalerce. W zamian za opłacanie rachunków i podlewanie kwiatów przekazali Magdzie klucze do mieszkania, zarzucili plecaki, a potem wyruszyli na lotnisko aby rozpocząć nowe życie na skandynawskiej ziemi.