Rano zebrali swoje rzeczy, Maciek zaniósł bagaże do samochodu, narty i swoją deskę przypiął na dachu. Zjedli śniadanie, poszli na krótki spacer i ruszyli w drogę powrotną do miasta. Magda zauważyła, że Maciek jest dziwnie milczący. Zastanowiło ją to, ale po chwili pomyślała, że może to wynik wspólnego weekendu, przekroczonych kolejnych granic bliskości, zrobionych kolejnych kroków w ich związku.
W samochodzie Maciek nadal milczał. Od czasu do czasu ściskał rękę Magdy, wzrok jednak miał skupiony na drodze. Jechali pogrążeni we własnych myślach. Magda była zdezorientowana. Jej żołądek zaciskał się coraz mocniej. Przypomniała sobie, że Dominik też się nie odzywał kiedy był niezadowolony. Czuła jak gula w gardle ściska je odbierając możliwość swobodnego oddechu. Może jednak nie była jedyna. Może w mieście ktoś na niego czeka, a ten wyjazd był dla niego tylko przyjemną, niezobowiązującą odskocznią. Poczuła, że zaraz zwymiotuje jeśli nie dowie się o co chodzi. Była psychologiem, pomagała innym, ale z jej własnymi emocjami jeszcze nie nauczyła się sobie radzić tak, jakby chciała.
- Możemy się zatrzymać? - poprosiła Maćka.
Spojrzał na nią, kątem oka zauważył, że w oczach dziewczyny czai się strach oddycha ciężko, a jej usta ściągnięte są w wąską linię.
- Chcesz zjechać na stację? - zapytał
- Nie, zatrzymaj się gdziekolwiek – głos Magdy był cichy i napięty – Maciek, odkąd ruszyliśmy nie odzywasz się. Wydajesz się być nieobecny. Dziwnie się z tym czuję – niewytrzymała i zaczęła wyrzucać z siebie słowa.
Pokiwał głową bez słowa. Zerknął na ekran samochodowej nawigacji. W jednej chwili zdecydował. Przejechali jeszcze kawałek, minęli tablicę z nazwą miejscowości, której Magda nie znała i skręcili w prawo, w boczną drogę. Droga była odśnieżona, a widoczne ślady kół świadczyły o tym, że musi być często uczęszczana. Nie stały przy niej żadne zabudowania, jedynie po obu stronach ciągnęło się zbite z drewnianych pali ogrodzenie. Maciek przejechał kilkaset metrów, zjechał na leśny parking, zatrzymał samochód. Popatrzył na Magdę.
- Przejdziemy się? - zapytał
- Dobrze – zgodziła się Magda. Żołądek nadal miała zaciśnięty, pod powiekami czuła zbierające się łzy, ale wdychając świeże powietrze przyniosło małą ulgę.
Ruszyli przed siebie nadal milcząc. Maciek chwycił rękę Magdy i splótł ich palce ze sobą. Dziewczyna trochę się rozluźniła czując ciepło jego dłoni. Przeszli kolejne kilkadziesiąt metrów. Między drzewami zamajaczyły bryły zabudowań, Magda spostrzegła, że doszli do stadniny. Maciek zatrzymał się, oparł o ogrodzenie, zapatrzył przed siebie. Magda stanęła oparta plecami o drewnianą belkę. Patrzyła na Maćka. Mężczyzna odetchnął głęboko. Popatrzył Magdzie w oczy.
- Musisz coś wiedzieć – zaczął - przede wszystkim to, że ten weekend był dla mnie bardzo ważny. Dawno, nie bawiłem i nie czułem się tak dobrze. Nie liczę oczywiście naszych wcześniejszych spotkań. Wszystko, co mówiłem, że mi zależy na tobie, że jesteś dla mnie ważna, że chciałbym żeby nam wyszło, to prawda. Nie chcę żebyś miała w związku z tym jakieś wątpliwości bo widzę, że cię to męczy. Mam rację?
- Masz. To prawda zastanawiam się czy coś zrobiłam, czy powiedziałam coś nie tak. Czy w domu nikt na ciebie nie czeka. I czy ten wyjazd nie był tylko jakąś miłą odskocznią dla ciebie – powiedziała na jednym wydechu
Magda zmieniła pozycję i teraz stała bokiem do Maćka, który wzrok nadal miał utkwiony w skubiących siano zwierzętach. Teraz to on otworzył szerzej oczy i spojrzał na dziewczynę.
- Tu się nie mylisz. Wyjazd był odskocznią od codziennych obowiązków i gonitwy. W domu ktoś na mnie czeka, tutaj też się nie mylisz. Ale nie martw się. To nie inna kobieta. Jesteś jedyna, jestem strasznym monogamistą. Nie umiałbym grać na dwa fronty.
- To o co chodzi? Wydusisz to w końcu? Widzę od jakiegoś czasu, że cię coś męczy.
- Naprawdę to widać?
- No tak, od kilku dni widzę, że coś cię gryzie. Nie dopytuję bo to twoja sprawa i wydaje mi się, że ty musisz zdecydować czy chcesz powiedzieć czy nie. Maćku, cokolwiek to jest – przytuliła się krótko do jego pleców – poczujesz się lepiej jak to z siebie wyrzucisz. A ja postaram się ciebie zrozumieć – pogłaskała lekko jego ramiona trochę już rozluźniona i znowu stanęła bokiem do niego tak, aby dobrze widzieć jego twarz.
- Magda, ja nie jestem sam – powiedział cicho – ale to nie jest to, co myślisz
Przez głowę Magdy, mimo wcześniejszych zapewnień Maćka, natychmiast zaczęły galopować różne myśli. W jej oczach stanęły znaki zapytania, a mięśnie się napięły. Poczuła jak niewidzialny sznur znowu zaciska się na jej gardle i nie pozwala oddychać. Nic jednak nie powiedziała, czekając na dalszy ciąg tego, co powie jej Maciej.
- Od kilku lat, sam wychowuję dwójkę dzieci. Bliźniaki, niedługo skończą osiem lat – dokończył cicho zerkając na dziewczynę
Z piersi Magdy wyrwało się westchnienie ulgi. Nie uszło to uwadze Maćka, który teraz stanął twarzą zwróconą w stronę dziewczyny. Zdziwił się, kiedy zobaczył, że się delikatnie uśmiechnęła.
- Powiesz coś? - zapytał
- A co mam ci powiedzieć? Jestem zdziwiona, że dopiero teraz mi o tym mówisz. Nawet jest mi trochę przykro, że tak długo tą informację trzymałeś w sobie. Nie powiem ci, że cię podziwiam bo to, co robisz jest zupełnie naturalne. Jesteś ojcem, jesteś odpowiedzialny za swoje dzieci. – Magda nieznacznie wzruszyła ramionami
- Wierz mi, że chciałem powiedzieć ci już dawno. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak źle czułem się z tym, kiedy dzwoniłaś z propozycją wyjścia, a ja musiałem ci odmówić bo nie było nikogo, kto mógłby z dzieciakami zostać. Muszę przyznać, że zwyczajnie się bałem. – potarł ręką twarz
- Bałeś się? Maciek, ale czego ty się bałeś?
- Magda, chodzi o to, że kiedy się poznaliśmy wydałaś mi się taka młoda, niezależna i pewna siebie. A przede wszystkim spodobałaś mi się bardzo. Nie mów, że tego nie zauważyłaś. Pomyślałem, że jeśli ci za szybko powiem, że mam dwójkę dzieci to na wstępie przekreślę szansę na fajną znajomość, a może i na coś więcej. Dlatego zdecydowałem się poczekać, chociaż nie mówienie ci było coraz trudniejsze.
- No to ładnie o mnie myślisz – z przekąsem zauważyła Magda – co wiek ma tu do rzeczy? - niedowierzała – sprawa jest prosta. Albo ludzie akceptują się z całym dobrodziejstwem i próbują coś razem stworzyć albo każde idzie w swoją stronę.
- Więc to cię nie przeraża? Wiesz, jeśli chodzi o nas? – spytał z nadzieją w głosie. Czuł, że jego głos drży
- Maćku posłuchaj. Każdy z nas ma jakiś bagaż. Nie mamy przecież po dwadzieścia lat. Trochę już przeżyliśmy i każde z nas ma swoją przeszłość. Ty masz dzieci, które sam wychowujesz. Ja mam jakieś potwory z przeszłości, z którymi nie do końca się uporałam i z którymi ciągle walczę. Na ile cię poznałam, jesteś świetnym facetem i twoje dzieci mają szczęście, że mają takiego tatę.
- A jeśli chodzi o nas? - zawiesił głos Maciej. Wciąż nie wiedział co myśli Magda
- Nie jestem przestraszona, jeśli o to pytasz. Nie zamierzam uciekać – prawie usłyszała jak wielki kamień spada mu z serca - jeśli poczujesz, że to właściwy moment chętnie poznam twoje dzieciaki. Ale to musi być twoja decyzja – położyła mu rękę na piersi - Mogę cię zapewnić, że akceptuję sytuację. Zobaczymy gdzie nas to doprowadzi. Wydaje mi się, że oboje jesteśmy w takim wieku, że wiemy czego chcemy od życia.
- Nawet nie wiesz jak mi w tej chwili ulżyło - Maciek przyciągnął Magdę do siebie patrząc na nią z góry.
- Jesteś dobrym człowiekiem z otwartym, dużym sercem – uśmiechnęła się w odpowiedzi – i też mi się spodobałeś. Nie widzę powodu dla którego miałabym nie chcieć dać nam szansy.
- Tu, niedaleko jest zajazd. Masz ochotę napić się czegoś czy coś zjeść? Z tych emocji trochę zgłodniałem stwierdził z nieśmiałym uśmiechem
- Pewnie, chodźmy.
Trzymając się za ręce leśną ścieżką doszli do ukrytych w lesie zabudowań. Kompleks składał się ze stajni, karczmy i budynków gospodarczych. Przykryte brezentem materiały budowlane świadczyły o toczącym się remoncie. Podeszli do największego, utrzymanego w stylu góralskim budynku. Weszli po kamiennych, dość stromych schodach. Wnętrze również utrzymane było w stylu góralskiej karczmy. Ze strony kuchni doleciały do nich smakowite zapachy. W kominku palił się ogień, kilka stolików było zajętych. Z głośników sączyły się uspokajające dźwięki muzyki.
Wybrali stolik w ustronnym miejscu. Zamówili herbatę i po porcji zbójnickich pierogów z zestawem surówek.
- Powiesz mi jak to się stało? – zawiesiła głos Magda
- Że zostałem sam? Pewnie, to żadna tajemnica. Byłem wtedy w pracy, dopiero rozkręcaliśmy z Tomaszem gabinet. O klinice nawet wtedy nie marzyliśmy. Któregoś dnia musiałem zostać dłużej, żeby przyjąć pacjentów Tomka. Wróciłem do domu dość późno. W mieszkaniu zastałem swoją mamę. Okazało się, że Beata, moja partnerka, matka dzieci, zadzwoniła po nią mówiąc, że ma umówioną wizytę u lekarza. Kiedy rano wychodziłem nic o tym nie mówiła. Prosiła aby mama posiedziała z dziećmi. Bliźniaki miały wtedy pół roku. Kiedy nie wracała pomyśleliśmy, że Beata poszła do jakiejś koleżanki i się zagadały. Kiedy nie wróciła przez kolejne dwie godziny, obdzwoniłem jej znajomych. Z nikim się tego dnia nie widziała. W sypialni, wetknięty za lustro, znalazłem list. Napisała, że macierzyństwo ją przerasta, że przeprasza, ale musi odejść. Prosiła żeby jej nie szukać. Zrzekła się praw rodzicielskich. Tyle w skrócie.
- Może miała depresję - Magda złapała dłonie Maćka, zachęciła, aby mówił dalej.
- Też o tym myślałem. Doszedłem jednak do wniosku, że to nie był powód jej odejścia. Dzięki pomocy mamy udało się wszystko jakoś poukładać. Dzieciaki poszły do żłobka, potem do przedszkola. Dzięki własnej praktyce mogłem dostosować grafik do sytuacji, zresztą nadal trochę z tego korzystam. Nie chcę obciążać mamy i opiekunki. Teraz dzieciaki są w szkole. Korzystają ze świetlicy. Mamy opiekunkę – córkę sąsiadki, studentkę, która czasem pomaga. Moja mama też jest niezastąpiona. Madziu, jestem ci wdzięczny za to, co mówisz. Musisz tylko wiedzieć, że ja nie mam szans na spontaniczność. Wszystkie nasze spotkania planowałem tak, żeby dzieciaki były z moją mamą lub Anią. Być może nie uda nam się nigdy wyjść na kawę po pracy, kiedy najdzie nas ochota. Wyjście do kina w weekend, czy coś takiego też raczej będziemy musieli planować z wyprzedzeniem.
- A skąd pewność, że ja potrzebuję spontaniczności? Może wystarczy mi to, co jest? Maćku, teraz wiem jakie są twoje priorytety, co zawsze będzie dla ciebie na pierwszym miejscu. Postaram się w twój rytm wpasować. Na razie to wystarczy, a czas pokaże co z tego wyjdzie – popatrzyła mu głęboko w oczy – Możemy się tak umówić?
- Magda, nie wiem co powiedzieć. Bałem się, że to, co usłyszysz przekreśli szanse na to, żeby między nami coś się zrodziło.
- Nie bój się. Mnie nie tak łatwo przestraszyć. Opowiesz mi o nich? O swoich dzieciach?
Maciek podniósł do ust rękę Magdy i złożył na niej pocałunek. Potem przyłożył ją do swojego policzka. Już był spokojny.
- Klara to indywidualistka. Uwielbia postawić na swoim. Ma swoje zdanie i potrafi go zaciekle bronić. Nie da sobie w kaszę dmuchać. A Kacper to mały wrażliwiec. Nie jest mazgajem, ale przejmuje się zdaniem innych. Uwielbia się przytulać. Teraz chodzą do drugiej klasy. Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? – zawiesił głos na chwilę – umówimy się kiedyś wszyscy razem to sama zobaczysz co to za dwa ananasy.
Magda musiała przyznać, że kiedy mówił o dzieciach, głos Maćka złagodniał, a w oczy rozbłysły. Widać było, że kocha te maluchy całym sercem i nieba by im przychylił.
- A teraz gdzie są? Z twoją mamą?
- Tak, mama wzięła do siebie na kilka dni. Czasem tak robi, że zabiera je do siebie. To pozwala mi na chwilę oddechu. Teraz dzieciaki mają ferie, a ja mogę oderwać się od codziennej rutyny.
- To dobrze, że mama chce i może ci pomóc. To ważne. Mnie w zasadzie wychowała babcia i ciocia – Magda zamyśliła się i popatrzyła gdzieś przed siebie.
- A twoi rodzice? – Maciek zdał sobie sprawę, że o tą część życia swojej dziewczyny jeszcze nigdy nie pytał.
- Moi rodzice? – powtórzyła Magda i zaśmiała się cierpko. – Ojca nie pamiętam. Odszedł jak byłam bardzo mała. A mama? Ona zawsze była pochłonięta swoimi sprawami. Kariera naukowa, kolejne tytuły, szukanie nowych gatunków ptaków tak ją pochłaniało, że nie miała czasu dla córki.
Maciej usłyszał w głosie Magdy nutę goryczy i jakiejś tęsknoty. Nie dziwił się temu.
- Przykro mi
Uśmiechnęła się.
- Niepotrzebnie. Chyba nie żałuję. Wychowała mnie babcia i siostra mamy. Dużo im zawdzięczam. Niestety obie nie żyją. Zmarły kilka lat temu. A mama? Nadal jeździ po świecie za swoją pasją. Nie mamy bliskiego kontaktu, ale nie wiem czy żałuję. Jestem zadowolona, z tego, jak moje życie się potoczyło.
Nagle Maćka tchnęła jedna myśl. Od jakiegoś czasu chciał Magdę spytać o to, co go nurtowało, ale dopiero teraz nadarzyła się dobra okazja.
- Pamiętam, że jak jechaliśmy do Przesieki wspomniałaś, że miałaś zaburzenia odżywiania, ale dzięki przyjaciołom nie doszło do najgorszego - zaczął
- To prawda. To było na początku liceum, nie radziłam sobie ze sobą. Byłam bliska bulimii. Miałam początki depresji. Dzięki Kamili i Lenie udało mi się pozbierać. W porę zauważyły, że coś jest nie tak i dały znać cioci. A potem już jakoś poszło.
- Terapia?
- Terapia, zajęcia dodatkowe. Chciałam współpracować, nie zamykałam się w sobie. Wtedy zaczęłam dużo rozmawiać z ciocią Sylwią, chyba najważniejsze było że ktoś mnie usłyszał. Najpierw bałam się, że wszystko opowie mojej mamie. W końcu były siostrami. Na szczęście ciocia uszanowała moją prośbę i nic nie powiedziała.
- Twoja mama wiedziała o twoich problemach?
- Nie wiem. Nie sądzę. Wtedy była gdzieś na drugim końcu świata w Gwatemali czy równie egzotycznym państwie. Nawet jeśli coś przeczuwała czy jakimś cudem się dowiedziała nie dała nic po sobie poznać.
- To stąd ta psychologia?
- Pytasz o studia?
Maciek przytaknął.
- Wiesz, że nigdy tak o tym nie myślałam? Chciałam pomagać innym. Ten kierunek wydał mi się naturalnym wyborem. Być może podświadomie chciałam zrozumieć i poukładać swoje emocje. A jak jest u ciebie? O mamie już wiem, a tata?
- Ojciec zmarł kiedy byłem na studiach. Uczył matematyki w szkole. Pewnego dnia zasłabł, został przewieziony do szpitala. Nic to jednak nie dało. Przy upadku zapadł w śpiączkę, z której już się nie obudził.
- To przykre.
- Tak. Mieliśmy dobry kontakt, z mamą byli dobrym małżeństwem. – teraz Maciek ściszył głos – Ale nie rozmawiajmy już o przykrych rzeczach. Czasu nie cofniemy. Ważne żebyśmy zadbali, żeby nam było dobrze – pokrzepiająco uśmiechnął się do Magdy. Odwzajemniła uśmiech, ale był on tak delikatny, że ledwie dostrzegalny. W jej oczach zaczaił się smutek. Ich palce były splecione, ale każde siedziało pogrążone we własnych myślach. Dopili herbatę, założyli kurtki i po uregulowaniu rachunku, trzymając się za ręce, wolnym krokiem ruszyli w stronę samochodu. Wcześniejsze napięcie minęło. Na drodze był mały ruch dlatego do miasta dojechali szybciej, niż się spodziewali.